Wigilia w Grodzisku w 1944 roku

Wigilia w Grodzisku w 1944 roku... Dom przy ulicy Sienkiewicza niemal pęka w szwach: mieszkają tu uciekinierzy z Warszawy, a także ludzie wysiedleni wcześniej z ulicy Kościuszki. W jednym pokoju śpi po osiem osób. Dla właścicieli domu, Witka Zalewskiego i jego sióstr, to smutne święta: ich rodzice zostali jakiś czas temu aresztowani i nic nie wiadomo o ich losie. Ojciec narzeczonej Witka, Ireny, zginął w Powstaniu. Dzieci z rodzin, które znalazły tu schronienie, też są przestraszone i osowiałe...
"W smutny, wigilijny wieczór nagłe pukanie do drzwi, w otwartych drzwiach pojawia się Święty Mikołaj jak na kolorowym obrazku. Dzieci nigdy wcześniej Świętego Mikołaja nie widziały, ktoś nawet mówił, że go nie ma na świecie, a tu stoi w czerwonej szacie do ziemi, z białą brodą, kaptur ma czerwony i złoty pastorał. Więc jednak trafił do dzieci na piętrze. Uśmiecha się i każde dziecko dostaje dużą garść krówek! To nieprawdopodobne, bo przecież krówki i papierosy sprzedawane są na sztuki w pociągu, na targu, w kolejce EKD; jeden papieros lub jedna krówka mogą oszukać głód. W betlejemską noc 1944 roku, smutną i czarną, ktoś zaświecił gwiazdkę nadziei".
Historię tę opowiedziała w "Bogorii" w roku 2015 pani Janina Zondek. Świętym Mikołajem był nasz dziadek, Witold Zalewski, który jednak sam nigdy nie wspomniał nam o tym zdarzeniu...
Jeż Igłaś życzy wszystkim grodziszczanom, dużym i małym, wspaniałych świąt i całego roku pełnego życzliwości, nadziei i przyjaźni.
Ilustracja: rysunek dziesięcioletniej Ani sprzed 62 lat

Komentarze