Suwakowy kryzys w grodziskiej fabryce

Suwakowy kryzys w grodziskiej fabryce
Jest rok 1946. Grodziskie fabryki podnoszą się ze zniszczeń wojennych. W "Sztancmecie" udało się uruchomić produkcję spinaczy i pinesek, które znakomicie sprzedają się na chłonnym rynku w Łodzi. Prawdziwą szansą dla zakładu staje się jednak zdobycie zamówienia na wiele tysięcy metrów zamków błyskawicznych - ich odbiorcą ma być fabryka "Gentelman" z Łodzi, produkująca kalosze. Pierwszy tysiąc zamków został wykonany i przekazany do fabryki... która całą partię zwróciła z reklamacją. Zamki zacinały się - można było ręce pourywać próbując je zapiąć. Doświadczona specjalistka od montażu, Julia Lewandowska, od razu dostrzegła przyczynę: główki zamków, odlewane z kompozycji cynkowej, były źle wykonane: prześwit między klinikiem a bokiem główki, po której przesuwają się lametki, był za ciasny. Cała partia suwaków na nic! Sztancmetowi grozi bankructwo!
Witek Zalewski wziął wadliwą główkę na warsztat i zbadał, w czym problem. Po nawierceniu otworków w odpowiednich miejscach suwak zaczął działać. Ale jak naprawić tysiąc zamków błyskawicznych? Witek zaprojektował rodzaj nożyka, który po umocowaniu w prasce ścinał boki klinika. Na podstawie jego rysunku Kostek Kędziorek wykonał prostą maszynę. Witek z Kostkiem przepuścili przez nią kilka zamków i zanieśli je do sprawdzenia do Julki Lewandowskiej. Rezultat był wspaniały! Suwaki zapinały się i odpinały lekko i bez problemów. Tysiąc zamków można było szybko naprawić i wysłać zamówienie.

Komentarze