Angielskie śledztwo insp. Andrewsa

Tych zdarzeń praprapra...dziadek mojej angielskiej koleżanki, Spiky,nie widział na własne oczy, bo wydarzyły się w zimie, kiedy jeże hibernują. Usłyszał o nich jednak i przekazał opowieść swoim potomkom.
Zbliżało się Boże Narodzenie 1893 roku. Następnego dnia już miała być Wigilia. Frederick Rowatt, który zajmował się drobiem w gospodarstwie hrabiego Mokronoskiego, wieczorem zamknął starannie drzwi kurnika. Idąc do domu, przypomniał sobie, jak to hrabia kiedyś opowiadał, że na Boże Narodzenie w Polsce jest pełno śniegu. Jeździ się saniami... A tymczasem tutaj, w Corby, błoto ledwo trochę było pokryte białym puchem. "Jutro będzie potrzebne dużo jajek do ciasta" - pomyślał jeszcze, zasypiając.
Następnego dnia, przełykajac jeszcze pośpiesznie ostatni kęs jajek na bekonie, Frederick poszedł otworzyć kurnik. Nagle stanął jak wryty: drzwi były wyważone, na ziemi pełno było piór, a nawet ślady krwi. Nie zwlekając wezwał policję i na miejscu zjawił się inspektor Andrews.
- Panie inspektorze, brakuje 39 kur! Mieliśmy ich w kurniku 97, a teraz została nam mniej niż połowa!
- Czy nikt niczego nie ruszał i nie dotykał?
- Nie, panie inspektorze.
- Hm, widzę tu ślady dwóch albo trzech osób... Zobaczmy.
Inspektor nie musiał długo szukać. Slady prowadziły prosto do chaty Josepha Wilsona.
- To nie my, panie inspektorze! - zaczęli zarzekać się Wilson i jego żona, gdy inspektor oskarżycielskim gestem wskazał pióra walajace się po podłodze chaty. - To ten nicpoń White! Przyszedł tu wieczorem razem z tymi dwoma Bellami, Tomem i Johnem, co to nic dobrego, wiadomo... Przynieśli parę kur i namawiali nas, żeby od razu je do garnka, ale kazaliśmy im się zabierać na cztery wiatry!
- A mówiłam ci, żeby nie wynajmować temu White'owi izby! Mało to razy ci powtarzałam! - włączyła się pani Wilsonowa.
- Nic więcej nie wiemy, jak słowo daję, panie inspektorze!
Zguby nie trzeba było daleko szukać. W niedalekiej szopie znaleziono 34 kury, a w stercie gratów jeszcze trzy. Szczątki dwóch zjedzonych kur odkopano w ogrodzie.
William White, Thomas Bell i John Bell początkowo nie przyznawali się do winy, ale dowody i zeznania świadków były przytłaczające. Okazało się, że nie był to pierwszy kurnik w okolicy okradzony przez tę szajkę. Wszyscy trzej zostali skazani na zapłacenie odszkodowania właścicielom i miesiąc więzienia. W ten sposób inspektor Andrews rozbił gang złodziei kur.
Wszystko to opisała gazeta "Northampton Mercury" z dnia 29 grudnia 1893 roku. Od kradzieży do skazania złodziei upłynął zaledwie tydzień.
Prapradziadek Spiky hibernował sobie spokojnie pod stertą liści za szopą i o wszystkim dowiedział się dopiero na wiosnę. Hrabiemu Mokronoskiemu całe zamieszanie chyba nie zepsuło świąt.
Nie była to jednak jedyna przygoda naszego grodziszczanina jako angielskiego farmera... Wkrótce ciąg dalszy!

Komentarze